niedziela, 6 sierpnia 2017

Po siedmiu latach wróciliśmy do badań archeologicznych Lasu Miejskiego w Olsztynie

Okolice Diabelskiego Mostu na Łynie to jeden z najbardziej urokliwych zakątków tego miasta. Wartki nurt Łyny tworzy tutaj szerokie rozlewisko, omywając od wschodu brzegi osady i meandrując wokół wąskiego, stromego cypla. W dawnej tradycji miejsce to nazywano zaklętym zamkiem. W ewidencji archeologicznej funkcjonowało jako grodzisko odnotowane w źródłach archiwalnych, ale nie weryfikowane w terenie.
Obszar lasu miejskiego został włączony w historyczne granice Olsztyna bardzo wcześnie, mianowicie już w 1355 r. w przywileju lokacyjnym wystawionym przez kapitułę warmińską. Dokument ten określa przebieg granicy miasta, która od strony zachodniej przebiega „do granic wsi Likusy, a następnie wzdłuż pól tej wsi do granic rzeki Łyny, dalej wraz z rzeką Łyną dochodzi do miejsca, gdzie łączy się z nią Wadąg”. W obrębie tych granic znalazła się wieś Sędyty, o której wiadomo, że znajdowała się w rejonie ujścia Wadąga.
Pierwsza wzmianka pisana o grodzisku w Lesie Miejskim pochodzi z trzeciej dekady XIX wieku. Mianowicie w 1827 r. Johann Michael Guise, porucznik wojsk pruskich z Torunia zanotował, że na północ od Olsztyna, znajdują się w Lesie Miejskim dwa grodziska. Jedno z nich Schloss Sundythen, zwane też Schlossberg lub Zaklęty Zamek zlokalizował Guise na prawym brzegu Łyny, określając jako „zamek Sanditten na południe od wpływu Wadąga do Łyny”.
Na archeologicznej mapie powiatu olsztyńskiego z 1941 r. zaznaczono dwa miejsca obronne po przeciwnych stronach mostu i stanowisko osadnicze datowane na wczesną epokę żelaza. W rzeczywistości jest to naturalny cypel ukształtowany przez lodowiec i nurt rzeki. Od strony północnej jego brzeg jest bardzo stromy, zaś dwa najwyższe punkty rozdzielone są głębokimi nieckami. Wiadomo już, że zostały ukształtowane ręką ludzką. Kilka lat wcześniej Robert Klimek i Bogdan Radzicki znaleźli na powierzchni terenu kilka ułamków ceramiki co mogło sygnalizować istnienie zaginionego stanowiska archeologicznego. Przełomowe było jednak odkrycie rozległej osady. Na terenie leśnym wykonywanie badań powierzchniowych jest utrudnione. Tylko przypadek może sprawić, że spod grubej warstwy stale przyrastającego humusu wyłoni się jakiś zabytek. Tak było i tym razem. Głęboka orka pod nowe nasadzenia spowodowała, że wyorano całą masę fragmentów ceramiki co zwróciło uwagę pracowników Lasu Miejskiego. Piszący te słowa, wówczas jeszcze jako inspektor WUOZ, razem z archeologiami Muzeum Warmii i Mazur wykonali oględziny stanowiska. Postanowiono, że niezwłocznie należy wykonać wstępne rozpoznanie i chociaż niewielkie wykopy sondażowe. Zaangażowano wówczas siły olsztyńskiego SNAP, towarzystwa Naukowego Pruthenia oraz Instytutu Archeologii Uniwersytetu Gdańskiego. Przy finansowym wsparciu Miejskiego Konserwatora Zabytków zorganizowano późną jesienią niewielką ekspedycję. Udało się przede wszystkim określić wstępną chronologię osady i wiązać większość zabytków z tzw. grupą olsztyń-ską. Była to formacja kulturowa kontynuująca tradycje kultury zachodniobałtyjskiej, która około VI – VII w po Chr. swe siedziby oparła o dolną Wisłę. Charakterystyczne były dla niej cmentarzyska ciałopalne z bogatym wyposażeniem i zabytkami o stylistyce wychodzącej poza kręgi lokalne.
Las miejski, który od połowy XIV wieku wyznaczał granice Olsztyna zabezpieczył stanowisko. Z drugiej jednak strony stale przyrastająca warstwa humusu oraz destrukcyjnie działające korzenie drzew spowodowały, że przy bardzo dużej ilości zabytków tzw. masowych (ceramiki i kości zwierzęcych) trudno było lokalizować konkretne miejsca ich pochodzenia. Obiekty osadnicze zachowywały się jedynie w dolnych partiach, na znacznej głębokości. Wielka niespodzianką było wówczas odkrycie trzech pięknie zachowanych monet arabskich. Z pomocą dr dr Marka Jagodzińskiego i Mateusza Boguckiego udało się ustalić, że emisje pochodziły z czasów panowania Abbasydów, z końca VIII w i z mennicy w Bagdadzie. Niewątpliwie do Bałtów trafiły za pośrednictwem Wikingów, którzy w IX w. zakładali u południowych wybrzeży Bałtyku emporia czyli mówiąc dzisiejszym językiem strefy wolnego handlu. Jedno z nich istniało w Janowie Pomorskim pod Elblągiem, znane w źródłach pisanych jako legendarne Truso. Tam też znajdowano identyczne monety. Czy osada w Olsztynie była tylko pruskim zapleczem, odbiorcą dóbr z takiego emporium czy może tutaj także zaglądali ówcześni kupcy? Miejmy nadzieję, że dalsze badania pozwolą to wyjaśnić. Za drugą opcją przemawia atrakcyjna lokalizacja tuż nad Łyną, a wiadomo że w tamtych czasach rzeki pełniły funkcje dzisiejszych autostrad.
Bezpośrednim powodem wznowienia prac było przystąpienie Towarzystwa Naukowego Pruthenia do unijnego programu (Polska-Rosja-Litwa) badań pogranicza kulturowego od czasów historycznych po współczesność. Jedno z działań przewidywało prowadzenie prac badawczych równolegle na dwóch stanowiskach archeologicznych. W okręgu Kaliningradzkim będą to badania prowadzone przez prof. Kułakowa na cmentarzysku w miejscowości Kaup czyli również znane Wiskiauty. Projekt zyskał również wsparcie Prezydenta miasta Olsztyna. Główne założenia na ten rok dotyczą zbadania zasięgu stanowiska tak, aby możliwe było ustalenie granic objętych ochroną prawną poprzez wpis do rejestru zabytków.
Zależy nam także na otworzeniu większej powierzchni, co pozwoli ocenić strukturę i charakter zasiedlenia. Przewidziano wykonanie możliwie pełnych analiz specjalistycznych od dat radiowęglowych, po prace paleobotaniczne i geomorfologię. Przebadane dotychczas przez Prof. Makowieckiego (UMK w Toruniu) szczątki zwierzęce to głównie kości ssaków domowych m.in. bydła, świni, owcy, kozy i konia. Mniejszość stanowiły kości zwierząt dzikich – głównie dzika, jelenia, sarny i tura.
Nad brzegiem Łyny ustawione będzie stanowisko do przepłukiwania materiałów. Kiedy więc amatorzy leśnej rekreacji blisko ścieżki rowerowej ujrzą brodzących w wodzie osobników z sitami, niech nie pomyślą, że to początek go-rączki złota nad Łyną. Dla archeologów cenniejsze są ziarenka zbóż zachowane czasem w przepalonym materiale, ości ryb i to wszystko co nazywamy makroszczątkami. Dzięki nim poznajemy życie codzienne bałtyjskich mieszkańców osady nad Łyną z czasów kiedy o Słowianach nikt jeszcze tu nie słyszał.
Pierwszym etapem prac było wykonanie dokładnego planu warstwicowego stanowiska i nałożenie na mapę siatki arowej umożliwiającej sytuowanie kolejnych wykopów. W końcu kwietnia przeprowadzono akcję przeszukiwań powierzchni stanowiska z użyciem detektorów metali. Zabytki  oznaczano w punkcie lokalizacji i wprowadzano je do ewidencji. Następnie zespół geodetów z Kortowa (Karolina Hejbudzka i Andrzej Dumalski) namierzał każdy znacznik wprowadzając ich współrzędne. Było to trudne zadanie, bo wiosenny las zaczynał zamieniać się już w nieprzejrzystą „dżunglę”. Ta współpraca geodezyjno-archeologiczna owocowała wcześniej wspólnymi praktykami dla studentów na zamku w Bezławkach. Wykonano mapy i skaning 3D obiektu, które na komputerowe rekonstrukcje i wizualizacje obiektu. Efektem działań w lesie olsztyńskim było skartowanie kilkudziesięciu zabytków  występujących na powierzchni.
Do badań przyłączyło się Warmińsko-Mazurskie Stowarzyszenie Historyczno-Kolekcjonerskie, którego członkowie poświęcają wolne chwile służąc pomocą w trakcie trwania ekspedycji. Szczególnie trudne do lokalizacji są ćwiartki monet, które łatwo umkną uwadze nawet najlepszego eksploratora. Odnaleziono kilkanaście kolejnych dirhemów, zapinkę z okresu wędrówek ludów i ciekawy egzemplarz ostrogi z przełomu X/XI w. Najwięcej przedmiotów to rzeczy związane z powszechnym, codziennym użytkowaniem jak np. noże i krzesiwa. Formy „takich pospolitych” zabytków  na ogół nie zmieniały się w zbyt krótkim czasie. Znalezione bez swojego kontekstu nie są zatem dobrym datownikiem, ale dają inną bardzo cenna informację. Wyznaczają bowiem zasięg granicy intensywnego zasiedlenia.
Kontrowersyjny jest ciągle problem nielegalnego procederu poszukiwań z użyciem detektorów metali. Nakładają się na to również niejasności prawne. W skali kraju spustoszenie stanowisk archeologicznych jest ogromne. W województwie warmińsko-mazurskim wydawanie pozwoleń na poszukiwania militariów jest możliwe, ale warunkiem jest przekazanie niezbędnej dokumentacji i co najważniejsze planigrafii zlokalizowanych przedmiotów. Niejednokrotnie jest to wiedza istotnie wzbogacająca źródła historyczne. Z poszukiwań wyłączone są oczywiście miejsca zewidencjonowanych stanowisk. Przez ostatnie lata Muzeum Warmii i Mazur zgłoszono wiele nowych, które zagrożone były zniszczeniem. Tu swój duży wkład mają członkowie Stowarzyszenia. Pokazuje to, że możliwe jest prowadzenie nawet wspólnych projektów pod warunkiem minimum zrozumienia i realizacji wspólnego celu jakim jest ochrona dziedzictwa kulturowego naszego regionu.
Rozpoczęte 6 maja badania z każdym dniem przynoszą coraz więcej materiałów źródłowych i informacji. Kadrę archeologiczną ekspedycji tworzą doktoranci i studenci Instytutu Archeologii Uniwersytetu Gdańskiego. Dla części z nich to pierwsze praktyki zawodowe i kontakt z realiami archeologii terenowej. Drugą część ekspedycji stanowią członkowie i sympatycy Towarzystwa Naukowego Pruthenia, na ogół studenci historii z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
Od 19 maja ekspedycję wspiera grupa studentów i doktorantów archeologii z Kłajpedy, a wkrótce dołączyć ma ekipa rosyjska. Koordynatorem zespołu ekipy międzynarodowej jest Andrzej Gierszewski, doktorant UG i pracownik Centralnego Muzeum Morskiego. Każdy zespół ma wyznaczony odcinek badawczy.

Pierwsze dwa tygodnie ekspedycji przyniosły jej uczestnikom ciężką pracę – żeby przebić się do pozostałości osady trzeba usunąć ręcznie gruba warstwę humusu przesyconą także fragmentami ceramiki.
Praca uczestników ekspedycji nie kończy się na zajęciach terenowych. W bazie ekspedycji – w gościnnej Strusiolandii w Bukwałdzie wydobyte z ziemi zabytki są czyszczone, fotografowane i opisywane. Po zakończeniu badań kolekcja będzie liczyć tysiące elementów, z których konserwatorzy – niczym z ogromnych puzzli, będą starali się zrekonstruować naczynia. Studiowanie technologii wykonania, kształtów, sposobów zdobienia i sposobów użytkowania znajdowanych przedmiotów stanowi wartościowe źródło poznania kultury dawnych mieszkańców osady.

Stanowisko nad rozlewiskiem Łyny w środku maja przeistacza się w „amazońską dżunglę”. Niedługo naszym głównym wrogiem staną się komary i inne latające stwory. Tylko jeden z nich to nasz wielki sprzymierzeniec, ale o tym już następnej relacji.

kierownik badań archeologicznych
Arkadiusz C. Koperkiewicz

Fotografie:
Grzegorz P. Pepłowski
Bartosz K. Świątkowski
Arkadiusz C. Koperkiewicz

01 –  „biuro” kierownika…

02 – ary podzielone na ćwiartki, rozdzielone świadkami…

03 – kolejne etapy dochodzenia calca…

04 – eksploracja, niwelacja, dokumentacja…

05 – jak na krzywym zrobić prosto?

06 – oto cel tej żmudnej pracy, odsłonięte obiekty osadnicze, dopiero w powiązaniu z nimi zabytki zaczną przemawiać…

07 – każdy by tak chciał…

08 – ceramika wczesnośredniowieczna…

09 – kubeczek z wczesnej epoki żelaza…

10 – dirhem arabski z końca VIII w.

11 – Wacław i jego dron.