niedziela, 6 sierpnia 2017

Śladami Herkusa Monte

W dniach 2-4 maja 2001 grupa członków Pruthenii odwiedziła jedyną w polskich Prusach szkołę im. Herkusa Monte – wodza Natangów z okresu drugiego powstania pruskiego. Odwiedziny stały się okazją do krótkiej jednodniowej wycieczki do miejsc związanych z natangijskim bohaterem. Fotograficzny zapis tej wyprawy przedstawiamy poniżej.

Szkoła podstawowa im. Herkusa Monte w Kamińsku położonym kilka kilometrów na zachód od Górowa Iławeckiego. Tu zaczyna się nasza wyprawa. Naszymi gospodarzami są Dyrektor Szkoły Tadeusz Lipowski oraz Krystyna i Jurek Necio, nauczyciele z Kamińska – wszyscy są oczywiście członkami Pruthenii.

Szkoła jak każda inna, ale tu właśnie działa ten swoisty genius loci, który sprawia, że noc spędzamy na dyskusjach nad przeszłością, że bliższe na się stają sprawy sprzed 730 lat niż dzień dzisiejszy. Ten dzień dzisiejszy szkoły w Kamińsku nie rysuje się jednak zbyt dobrze, Tadeusz Lipowski walczy o przetrwanie szkoły.

Uczestnicy wyprawy szlakiem Herkusa Monte, od lewej stoją: Łukasz Walerowski, Tadeusz Lipowski (Dyrektor Szkoly), Antoni Soduła, Jurek Necio, Bogdan Radzicki.

Pierwszym celem naszej wędrówki jest duża wieś parafialna Kandyty, Legenda głosi, że Krzyżacy zakładając kościół w Kandytach na starym pruskim polu grzebalnym do konstrukcji podbudówki kościoła użyli kamieni grobowych Prusów.

O szczególnym znaczeniu miejsca, w którym stoi dzisiaj kościół w Kandytach może świadczyć pień starej, kilkusetletniej Lipy – jednego ze świętych drzew Prusów. W pobliżu takich drzew sytuowano miedzy innymi miejsca pochówków.

Jurek Necio pokazuje prawdopodobne miejsce, w którym znajduje się (niestety pod ziemią) tzw. Kamień Skomanda (Skumanda). Wódz Jadźwingów po upadku Jaćwieży w 1283 roku uciekł na Ruś. Zmęczony wygnaniem wrócił do rodzinnych włości przyjmując chrzest i poddając się Krzyżakom. Za swoją służbę zakonowi otrzymał pole Steinio, które lokalizuje się współcześnie w okolicach wsi Stega, Kandyty i Skarbiec. Kamień położony w pobliżu kościoła w Kandytach miał być kamieniem grobowym Skomanda, który tu dożył swych dni. Tradycja grobu Skomanda w Kandytach była tu żywa jeszcze na początku ubiegłego wieku.

Na północny-wschód od wsi Wormie, nad bezimiennym strumykiem, ukrywa się przed ludzkim wzrokiem grodzisko. Trudno powiedzieć, czy nazwa wsi pochodzi od nazwy natangijskiej małej ziemi (terrula) Wore, której historia sięga prawdopodobnie czasów I powstania pruskiego (1242-1249).

Grodzisko otoczone było zapewne podwójnym wałem przedzielonym suchą fosą; od południa, wschodu i zachodu okalał je strumień i wysoka skarpa, na której zostało założone.

Łatwiejszy dostęp był jedynie od północy, ale tu na ewentualnych napastników czekały wyniosłe wały dwuczęściowego (jak wynika z ukształtowania terenu) grodu.

Niewielki majdan grodu świadczy o tym, że pełnił on zapewne funkcje refugialne dla mieszkańców pobliskiego lauksu.

Nasza wędrówka po bezdrożach Natangii zawiodła nas na stary, opuszczony i zapomniany cmentarzyk położony niemal nad samą granicą Rzeczpospolitej, w okolicach wsi Robity (Robitten); Wielkie wzruszenie wywołało w nas nazwisko, które znaleźliśmy na jedynym chyba krzyżu, który pozostał jeszcze na tym miejscu: Czy Carl Ludwig Tolkmitt, który zmarł w 1882 roku był potomkiem starożytnego rodu pruskich nobiles, od których imienia wziął nazwę potężny gród Tolkemita w okolicach dzisiejszego Tolkmicka. Być może nazwisko Tolkmitt było popularnym nazwiskiem pruskim, którego użytkownicy nie zdawali sobie sprawy z jego wczesnośredniowiecznego pochodzenia.

Estiowie-Prusowie poznali technologię wytopu żelaza dzięki kontaktom z cywilizacją celtycką (medium tej wymiany był oczywiście główny surowiec estyjski – bursztyn) już na przełomie naszej ery. Z pewnością produkcja żelaza była już dobrze znana w III i IV w p.C., gdyż elementy żelazne znajdujemy w wyposażeniu grobów z tego okresu. Naturalny i łatwy do pozyskania surowiec do produkcji żelaza stanowiły rudy darniowe, których obecność zdradza rudoczerwone zabarwienie strumieni, takich jak ten, który spotkaliśmy wędrując drogą z Augam do Robit.

Zdaniem Jerzego Necio naszego przyjaciela i autora jedynej dotąd polskiej książki poświęconej temu Herkusowi Monte to na tym obszarze – zajmowanym niegdyś przez wieś Montyty (Montitten) znajdowały się siedziby Szlachetnego (Nobiles) rodu Montemidów. Wychowany w Magdeburgu jako zakładnik Monte był jednym z nielicznych wykształconych pruskich Nobiles. Po powrocie z Niemiec Monte stanął na czele wojsk Natangijskich w drugim powstaniu pruskim. Kiedy powstanie załamywało się pod naporem krucjat organizowanych przez Krzyżaków Monte został podstępnie ujęty, powieszony i przebity sztyletem. Po jego śmierci Natangowie stracili ducha walki.

Właśnie położone nad tym strumieniem Stradyk stanowiącym granicę miedzy Natangią a Warmią pole osadnicze nazywane Montitten miało być świadkiem ostatnich chwil życia wielkiego wodza i patrioty.

Miejsce, które jeszcze w latach 60-tych było wsią Montyty dziś pozostaje jedynie śródleśna polaną, na której gdzieniegdzie widać pozostałości dawnej osady.

Historia wyziera tu z ziemi; te milczące kamienie, które leżą na tym polu od wieków mogłyby być może opowiedzieć co działo się tu jesienią 1273 roku wkrótce po upadku najważniejszego grodu Montemidów.

Rodzinne ziemie – swoją małą ojczyznę Montemidzi nazywali Stabis Lauks (Kamieniste Pole). Lauks ten stanowił ostatni bastion oporu przed naporem Krzyżaków. Zastanawiam się czy uda się z kamieni Stabis Lauks ułożyć kiedyś kopiec Herkusa Monte zanim miejsce to zniknie ostatecznie wśród zarastającego je lasu.

Ziemia Stabis lauken stanowiła prawdopodobnie natangijskie centrum osadnicze; licznie położone tu grody oraz odkryte w Grundfeld miejsce kultu, pola cmentarne wreszcie osada handlowa (liszka Gerkin) tworzyły niezwykle silny ośrodek gospodarczo-polityczny Natangii. Obszar ten został sztucznie podzielony granicą wyznaczoną przez obce kultury, których nie obchodziła stara lokalna tradycja osadnicza.

Ale Herkus Monte wrócił do swojej małej ojczyzny do Stabis Lauken. Mała Szkoła w Kamińsku przyjęła jako własne imię bohatera, który zginął walcząc za ten właśnie kawałek ziemi. Ludzie, którzy dzisiaj tu mieszkają nie mają żadnej etnicznej więzi z pruskim wojownikiem, ale czyż nie łączy ich ta sama miłość do krajobrazu tego kamienistego pola? Czy jednak szkoła Herkusa Monte przetrwa trudne czasy demograficznego niżu, czy też ten sztandar, miecz i nowo powstająca tradycja znowu trafi na długie lata do archiwum.

notował: Bogdan Radzicki
zdjęcia: Bogdan Radzicki