W dniach 2-4 maja 2001 grupa członków
Pruthenii odwiedziła jedyną w polskich Prusach szkołę im. Herkusa Monte –
wodza Natangów z okresu drugiego powstania pruskiego. Odwiedziny stały
się okazją do krótkiej jednodniowej wycieczki do miejsc związanych
z natangijskim bohaterem. Fotograficzny zapis tej wyprawy przedstawiamy
poniżej.
Szkoła podstawowa im. Herkusa Monte
w Kamińsku położonym kilka kilometrów na zachód od Górowa Iławeckiego.
Tu zaczyna się nasza wyprawa. Naszymi gospodarzami są Dyrektor Szkoły
Tadeusz Lipowski oraz Krystyna i Jurek Necio, nauczyciele z Kamińska –
wszyscy są oczywiście członkami Pruthenii.
Szkoła jak każda inna, ale tu właśnie
działa ten swoisty genius loci, który sprawia, że noc spędzamy
na dyskusjach nad przeszłością, że bliższe na się stają sprawy sprzed
730 lat niż dzień dzisiejszy. Ten dzień dzisiejszy szkoły w Kamińsku nie
rysuje się jednak zbyt dobrze, Tadeusz Lipowski walczy o przetrwanie
szkoły.
Uczestnicy wyprawy szlakiem Herkusa
Monte, od lewej stoją: Łukasz Walerowski, Tadeusz Lipowski (Dyrektor
Szkoly), Antoni Soduła, Jurek Necio, Bogdan Radzicki.
Pierwszym celem naszej wędrówki jest
duża wieś parafialna Kandyty, Legenda głosi, że Krzyżacy zakładając
kościół w Kandytach na starym pruskim polu grzebalnym do konstrukcji
podbudówki kościoła użyli kamieni grobowych Prusów.
O szczególnym znaczeniu miejsca,
w którym stoi dzisiaj kościół w Kandytach może świadczyć pień starej,
kilkusetletniej Lipy – jednego ze świętych drzew Prusów. W pobliżu
takich drzew sytuowano miedzy innymi miejsca pochówków.
Jurek Necio pokazuje prawdopodobne
miejsce, w którym znajduje się (niestety pod ziemią) tzw. Kamień
Skomanda (Skumanda). Wódz Jadźwingów po upadku Jaćwieży w 1283 roku
uciekł na Ruś. Zmęczony wygnaniem wrócił do rodzinnych włości przyjmując
chrzest i poddając się Krzyżakom. Za swoją służbę zakonowi otrzymał
pole Steinio, które lokalizuje się współcześnie w okolicach wsi Stega,
Kandyty i Skarbiec. Kamień położony w pobliżu kościoła w Kandytach miał
być kamieniem grobowym Skomanda, który tu dożył swych dni. Tradycja
grobu Skomanda w Kandytach była tu żywa jeszcze na początku ubiegłego
wieku.
Na północny-wschód od wsi Wormie,
nad bezimiennym strumykiem, ukrywa się przed ludzkim wzrokiem grodzisko.
Trudno powiedzieć, czy nazwa wsi pochodzi od nazwy natangijskiej małej
ziemi (terrula) Wore, której historia sięga prawdopodobnie czasów
I powstania pruskiego (1242-1249).
Grodzisko otoczone było zapewne
podwójnym wałem przedzielonym suchą fosą; od południa, wschodu i zachodu
okalał je strumień i wysoka skarpa, na której zostało założone.
Łatwiejszy dostęp był jedynie
od północy, ale tu na ewentualnych napastników czekały wyniosłe wały
dwuczęściowego (jak wynika z ukształtowania terenu) grodu.
Niewielki majdan grodu świadczy o tym, że pełnił on zapewne funkcje refugialne dla mieszkańców pobliskiego lauksu.
Nasza wędrówka po bezdrożach Natangii
zawiodła nas na stary, opuszczony i zapomniany cmentarzyk położony
niemal nad samą granicą Rzeczpospolitej, w okolicach wsi Robity
(Robitten); Wielkie wzruszenie wywołało w nas nazwisko, które
znaleźliśmy na jedynym chyba krzyżu, który pozostał jeszcze na tym
miejscu: Czy Carl Ludwig Tolkmitt, który zmarł w 1882 roku był potomkiem
starożytnego rodu pruskich nobiles, od których imienia wziął nazwę
potężny gród Tolkemita w okolicach dzisiejszego Tolkmicka. Być może
nazwisko Tolkmitt było popularnym nazwiskiem pruskim,
którego użytkownicy nie zdawali sobie sprawy z jego
wczesnośredniowiecznego pochodzenia.
Estiowie-Prusowie poznali technologię
wytopu żelaza dzięki kontaktom z cywilizacją celtycką (medium
tej wymiany był oczywiście główny surowiec estyjski – bursztyn) już
na przełomie naszej ery. Z pewnością produkcja żelaza była już dobrze
znana w III i IV w p.C., gdyż elementy żelazne znajdujemy w wyposażeniu
grobów z tego okresu. Naturalny i łatwy do pozyskania surowiec
do produkcji żelaza stanowiły rudy darniowe, których obecność zdradza
rudoczerwone zabarwienie strumieni, takich jak ten, który spotkaliśmy
wędrując drogą z Augam do Robit.
Zdaniem Jerzego Necio naszego
przyjaciela i autora jedynej dotąd polskiej książki poświęconej temu
Herkusowi Monte to na tym obszarze – zajmowanym niegdyś przez wieś
Montyty (Montitten) znajdowały się siedziby Szlachetnego (Nobiles) rodu
Montemidów. Wychowany w Magdeburgu jako zakładnik Monte był jednym
z nielicznych wykształconych pruskich Nobiles. Po powrocie z Niemiec
Monte stanął na czele wojsk Natangijskich w drugim powstaniu pruskim.
Kiedy powstanie załamywało się pod naporem krucjat organizowanych przez
Krzyżaków Monte został podstępnie ujęty, powieszony i przebity
sztyletem. Po jego śmierci Natangowie stracili ducha walki.
Właśnie położone nad tym strumieniem
Stradyk stanowiącym granicę miedzy Natangią a Warmią pole osadnicze
nazywane Montitten miało być świadkiem ostatnich chwil życia wielkiego
wodza i patrioty.
Miejsce, które jeszcze w latach 60-tych
było wsią Montyty dziś pozostaje jedynie śródleśna polaną, na której
gdzieniegdzie widać pozostałości dawnej osady.
Historia wyziera tu z ziemi; te milczące
kamienie, które leżą na tym polu od wieków mogłyby być może opowiedzieć
co działo się tu jesienią 1273 roku wkrótce po upadku najważniejszego
grodu Montemidów.
Rodzinne ziemie – swoją małą ojczyznę
Montemidzi nazywali Stabis Lauks (Kamieniste Pole). Lauks ten stanowił
ostatni bastion oporu przed naporem Krzyżaków. Zastanawiam się czy uda
się z kamieni Stabis Lauks ułożyć kiedyś kopiec Herkusa Monte zanim
miejsce to zniknie ostatecznie wśród zarastającego je lasu.
Ziemia Stabis lauken stanowiła
prawdopodobnie natangijskie centrum osadnicze; licznie położone tu grody
oraz odkryte w Grundfeld miejsce kultu, pola cmentarne wreszcie osada
handlowa (liszka Gerkin) tworzyły niezwykle silny ośrodek
gospodarczo-polityczny Natangii. Obszar ten został sztucznie podzielony
granicą wyznaczoną przez obce kultury, których nie obchodziła stara
lokalna tradycja osadnicza.
Ale Herkus Monte wrócił do swojej małej
ojczyzny do Stabis Lauken. Mała Szkoła w Kamińsku przyjęła jako własne
imię bohatera, który zginął walcząc za ten właśnie kawałek ziemi.
Ludzie, którzy dzisiaj tu mieszkają nie mają żadnej etnicznej więzi
z pruskim wojownikiem, ale czyż nie łączy ich ta sama miłość
do krajobrazu tego kamienistego pola? Czy jednak szkoła Herkusa Monte
przetrwa trudne czasy demograficznego niżu, czy też ten sztandar, miecz
i nowo powstająca tradycja znowu trafi na długie lata do archiwum.
notował: Bogdan Radzicki
zdjęcia: Bogdan Radzicki
zdjęcia: Bogdan Radzicki